Spojrzeć na Mięćmierz
02|11|2011
Położona w pobliżu Kazimierza Dolnego, wieś Mięćmierz to magiczna przestrzeń, która oprócz tego, że stanowi jedną z naszych ‘scen’ festiwalowych, to jest również miejscem pobytu i pracy artystów różnych dziedzin sztuki. Mięćmierz warto odwiedzać także teraz, poza sezonem. O artystycznej stronie Mięćmierza z fotografem Tomkiem Sikorą rozmawia Joanna Bąk.
Mięćmierz to miejsce szczególne, w którym mieszkasz i pracujesz. Jak się tutaj znalazłeś? Czy twoja przeprowadzka na wieś jest ucieczką przed chaosem i ciągłym pośpiechem, czy ma może inne powody?
Tomek Sikora: My wszyscy, którzy generalnie rzecz biorąc żyjemy w mieście lub w relacji z miastem, tracimy kontakt z przyrodą. Nic nie zastąpi pobytu tygodniowego czy dwutygodniowego na wsi – tym bardziej, że wyjeżdżamy wszyscy i jest nas tutaj dużo. Zresztą, jestem już w takim wieku i na takim etapie pracy twórczej, że mogę sobie pozwolić na to, by przebywać tutaj znacznie dłużej. To, co zagłusza teraz naszą rozmowę – a więc śpiew ptaków – mam na co dzień i to jest dla mnie fantastyczne doświadczenie.
Zaskoczyło mnie piękno przyrody. Czy masz jakieś miejsca osobne w Mięćmierzu, w których szczególnie lubisz przebywać?
T.S.: Wszystkie są ulubione. Zresztą, tak jak w mieście – bardzo lubię także miasto i nie chodzę w jedno miejsce, ale gdzie nie pójdę, tam zawsze znajdę jakiś element, który jest mi bliski. Tutaj są wszędzie drzewa, ptaki, trawa, ale co dziwne – wolę naturę i to miejsce w okresie późnej jesieni, zimy i roztopów. Lato jest bardziej klaustrofobiczne. Pojawiają się elementy zamknięcia przez liście, drzewa, nie widać pól, przestrzeni. Bardziej pociąga mnie otwarcie na świat i na nieskończoność.
Jaki jest przepis na działalność artystyczną w Mięćmierzu?
T.S.: Zasiadamy czasami wraz z Bartkiem Pniewskim we dwójkę, czasami się konsultujemy z Januszem Kobylińskim i tworzymy nowe projekty. Pamiętam, jak jeszcze dwa lata temu ze świętej pamięci Tomkiem Tatarczykiem zastanawialiśmy się, co tu zrobić, żeby z jednej strony pokazać niezależną sztukę w stodole, a z drugiej żeby na płocie zaistniały takie prace, które są dedykowane ludziom tu mieszkającym lub tym przyjeżdżającym tu od wielu lat. Doszliśmy do wniosku, że wystawa na płocie jest w stanie wyciągnąć miejscowych ludzi z domu, jest w stanie zainteresować nawet całe rodziny. Zdjęcia powinny być na tyle atrakcyjne, żeby mogły odżyć ich wspomnienia z dawnych lat lub, by patrząc na fotografie, zobaczyli swoją rzeczywistość trochę inaczej, niż ją widzieli do tej pory – a więc nie tylko przez piętno pracy i obowiązków życia na wsi. Tak na przykład w tym roku chcę im pokazać, że miejsca, obok których codziennie przechodzą, mają niepowtarzalny urok, że wyglądają malarsko i pięknie, że nas – ludzi z zewnątrz – to niesamowicie podnieca wizualnie. Oni naprawdę żyją w pięknym miejscu i chcemy im to jeszcze bardziej uświadomić. Choć są związani z ziemią, to może nie zawsze widzą ją tak jak my. Myślę, że wnosimy tu nowe spojrzenie, świeże oko, dystans uciekinierów z miasta. Emigrując z przestrzeni ludzi zapędzonych, nagle trafiamy do miejsca, gdzie człowiek się cieszy, gdy widzi drugiego człowieka i mówi mu dzień dobry z pełnym szacunkiem, kiedy otoczony jest śpiewem ptaków, fantastyczną przyrodą. Będąc fotografem, działam obrazem i staram się tworzyć impresje, by im pokazać, że to miejsce jest piękne.