22|11|2011
Skąd wzięła się nazwa festiwalu Dwa Brzegi i jak mocna jest symbioza dużego wydarzenia kulturalnego z zabytkowym miasteczkiem – w rozmowie z Sebastianem Smolińskim opowiada Zbigniew Dobosz, Producent Festiwalu
Kazimierz Dolny, piękne miejsce, w którym odbywa się wiele wydarzeń artystycznych, nie posiada własnego kina. W jaki sposób zbudować tutaj miasteczko filmowe?
Zbigniew Dobrosz: Sposób jest prosty – wystarczy mieć budżet, trochę wyobraźni i kino można zbudować wszędzie. My budujemy w Kazimierzu, miejscu przyjaznym i klimatycznym. Jest to miasteczko związane z kinem już dość długo. Dwa Brzegi są następcą festiwalu Lato Filmów, które gościło tutaj 10 lat. Dobrze się tutaj pracuje, warto znaleźć te pieniądze i stworzyć tu kino.
Przy festiwalu pracuje sztab ludzi. Czy mieszkańcy Kazimierza również pomagają w organizacji Dwóch Brzegów?
Z.D.: Mieszkańcy wspierają nas duchowo. Kiedy pojawiamy się w Kazimierzu, widzimy zadowolenie na twarzach. Wiemy też, że jesteśmy tutaj potrzebni. Mało tego, ściągamy środki do Kazimierza. Miasto zaczyna żyć, krwiobieg szybciej krąży. Wszyscy wiemy, że w czasach kryzysu nie jest najlepiej. Ludzie, którzy mają w Kazimierzu jakieś biznesy, hotele, pensjonaty czy knajpki są szczęśliwi, że jest ten festiwal. Na co dzień w mieście większy ruch jest tylko w weekend, kiedy my przyjeżdżamy, fundujemy im weekend, który trwa 10 dni.
Mówimy o Kazimierzu, a przecież nazwa festiwalu to Dwa Brzegi. Część wydarzeń odbywa się w Janowcu nad Wisłą. Skąd idea współpracy, jak ona przebiega?
Z.D.: Nazwę „Dwa Brzegi” wymyślił animator kultury, śp. Mirek Olszówka. Miał on trochę ziemi w Janowcu. Spotkaliśmy się i powstał pomysł by reaktywować Lato Filmów, które wyprowadziło się z Kazimierza. Efektem tego spotkania było to, że festiwal odbywał się po obu stronach Wisły. Chcieliśmy pokazać ludziom mało znany Janowiec – piękny zamek i uroczą miejscowość.
Festiwal trwa nieco ponad tydzień, ale machina produkcyjna działa przez cały rok. Jak wyglądają poszczególne etapy przygotowań do festiwalu?
Z.D.: Faktycznie, przygotowania trwają cały rok. Od września zaczynamy pracować nad ofertą sponsorską, robimy raporty dla sponsorów, szykujemy oferty na nowy rok. Zaczynamy zajmować się poszukiwaniem pieniędzy na festiwal. Koledzy zaczynają pisać wnioski do publicznych instytucji, jak Ministerstwo Kultury, PISF, Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Dział programowy pod dowództwem Grażyny Torbickiej zaczyna planować wyjazdy na festiwale filmowe i zastanawiać się nad programem. Praca całoroczna i w sumie dosyć stresująca. Zainteresowanie festiwalem jest duże. Mam nadzieję, że wpłynie ono na to, że sponsorzy zaczną nas jeszcze bardziej doceniać.
Przy dużym zainteresowaniu mediów i widowni, naturalne jest, że festiwal się rozrasta. Czy nie boi się pan, że kiedyś impreza przytłoczy Kazimierz?
Z.D.: Nie, skąd. Nie anektujemy kolejnych obszarów miasta. Trzeba wrócić do sprawy pieniędzy. Z roku na rok mamy mniej więcej ten sam budżet, a ceny i koszty rosną. Poza tym, zdecydowanie chcemy iść w jakość, a nie w ilość. Liczba miejsc noclegowych jest ograniczona. Nasze doświadczenie pokazuje, że miasto nie przyjmie więcej widzów, niż uczęszcza teraz na projekcje. Tworząc więcej namiotów, podbieralibyśmy sobie widzów.
fot. Tomasz Stokowski